Historia, która pokazuje, jak wiele może zmienić jedno zdjęcie, jeden papier, jedna decyzja


Wprowadzenie: historia, jakich są tysiące – ale ta zakończyła się inaczej

Marek, 44 lata, właściciel domu pod Radomiem.
W czerwcu 2024 roku po burzy z gradem jego dach uległ uszkodzeniu — część dachówek została zerwana, a woda zalała poddasze. Zgłosił szkodę do ubezpieczyciela, który przysłał rzeczoznawcę. Po tygodniu przyszła decyzja:

🧾 „Kosztorys szkody: 6 830 zł. Wypłata zrealizowana.”

Marek był zaskoczony — firma dekarska, z którą konsultował naprawę, przedstawiła kosztorys na ponad 17 000 zł.

Złożył reklamację. Odpowiedź TU:
„Wycena została sporządzona przez rzeczoznawcę na podstawie oględzin i zdjęć. Brak podstaw do zmiany decyzji.”

I wtedy Marek zrobił jedną rzecz, która zmieniła przebieg całej sprawy.


Co zrobił Marek?

Zajrzał do galerii w telefonie i przypomniał sobie, że dzień po burzy zrobił serię zdjęć zalanego poddasza. Widać było:

  • krople wody na folii dachowej,
  • przemokniętą wełnę izolacyjną,
  • zacieki na jętkach i legarach,
  • kałuże na podłodze z płyt OSB.

Dołączył te zdjęcia do pisma reklamacyjnego. I – co kluczowe – załączył również opinię techniczną od niezależnego dekarza, który potwierdził, że:

„Uszkodzenie połaci dachowej spowodowało przenikanie wody do wnętrza. Naprawa wymaga wymiany warstw izolacyjnych, częściowej rozbiórki i utylizacji materiału.”


Rezultat? Po 9 dniach przyszła nowa decyzja:

📄 „Na podstawie nowych materiałów dowodowych uznano zasadność rozszerzenia zakresu szkody. Zrealizowano dopłatę: 10 470 zł.”

Łączna wypłata: 17 300 zł.
Tyle, ile faktycznie wyniosła naprawa.


Dlaczego ten dokument zrobił różnicę?

Ubezpieczyciel opierał się na zdjęciach z oględzin rzeczoznawcy wykonanych po osuszeniu dachu, kiedy uszkodzenia nie były już widoczne.
Dopiero fotografie zrobione w momencie szkody i opinie techniczne z konkretnym opisem skutków zalania pozwoliły:

  • wykazać realny zakres szkody,
  • wykazać przyczynę szkody (grad i woda opadowa),
  • udokumentować szkody wtórne, które TU pominęło (przemoknięta izolacja).

5 dokumentów, które mogą przesądzić o dopłacie (nie tylko u Marka)

1. Zdjęcia wykonane bezpośrednio po szkodzie
– z datownikiem, najlepiej w świetle dziennym
2. Rachunki i faktury za naprawy tymczasowe
– np. plandeki, utylizacja, suszarki
3. Opinia techniczna wykonawcy (nawet na papierze firmowym)
– wystarczy podpis i szczegółowy opis
4. Zapis SMS lub maila od wykonawcy z wyceną
– pomocny przy uzasadnieniu realnych kosztów
5. Korespondencja z TU, w której nie uznają elementów szkody
– pokazuje pole do sporu


Co mówi prawo?

Zgodnie z art. 361 §1 Kodeksu cywilnego, obowiązkiem ubezpieczyciela jest pełne naprawienie szkody, a nie tylko jej „częściowa” rekompensata.

📖 Potwierdza to też Rzecznik Finansowy, który w raporcie z 2023 roku wskazał, że:

„Ubezpieczyciele często nie uwzględniają szkód wtórnych, kosztów demontażu i robót towarzyszących. Klient powinien przedstawić własne dokumenty, które to potwierdzą.”

Źródło: Rzecznik Finansowy – Likwidacja szkód majątkowych


Co możesz zrobić Ty?

Nie masz pewności, czy Twoje odszkodowanie było prawidłowe?
Masz prawo sprawdzić kosztorys. Tak jak Marek, możesz:

  1. Zebrać swoją dokumentację (zdjęcia, wyceny, pisma TU)
  2. Wrzucić ją na 📤 kalkulatorszkod.pl
  3. Otrzymać darmową analizę – i jeśli będzie dopłata, zlecić jej odzyskanie

Bez opłat z góry. Bez formalności. Z poczuciem, że masz kontrolę.


Podsumowanie:

Jedno zdjęcie, jedno załączone pismo – i tysiące złotych więcej.
Ubezpieczyciele nie są nieomylni. Masz prawo do pełnej rekompensaty, ale musisz to udowodnić. Marek miał szczęście – i… zdjęcia. Ty możesz mieć jedno i drugie.